sobota, 28 stycznia 2017

#1 woke the f*ck up

Brak komentarzy:

 


Na początku była ciemność. 
Nicość zastąpiła błękit nieba, złoty blask głębokich kielichów, każde załamanie dziewiczego światła, które się od nich odbijało oraz oczy Hery, które lśniły jak najbardziej rozgwieżdżone niebo. Ciemność grała w duecie z głuchą raniącą uszy ciszą, powoli pochłaniającą wszystko, co do tej pory otaczało Zeusa. 
Trwały w nieskończoność i prawdopodobnie po raz pierwszy od wieczności czuł się bezsilny, pozbawiony mocy i całej swojej boskości, która sprawiała, że mógł wszystko. Ciemność pozbawiła go wzroku, cisza słuchu, a nicość odebrała wszystkie inne zmysły, pozwalając jednak, by jego mózg nadal funkcjonował, zamykając tym samym Zeusa w lochu swojego roztargnionego umysłu z pętlą myśli, że coś jednak poszło nie tak owiniętą wokół szyi. Targało nim zwątpienie i właśnie wtedy zrozumiał, że wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak to zaplanował; że wszechświat przygotowuje go właśnie na życie, które im wszystkim zgotował - zupełnie inne i mniej beztroskie życie składające się z niemocy, zwątpienia i pokory. Kara  Zeusa dotknęła nawet jego samego. Dał im wszystkim szansę na nowy start, ale z perspektywy czasu, którą dała mu nicość, zaczynał wątpić, czy może nazwać to dobrą decyzją.

Kiedy głucha cisza ustąpiła, przed jego oczami na tle ciemności palety kolorów zaczęły wybuchać jak fajerwerki, rozpryskując się na wszystkie strony i łącząc ze sobą, tworząc całkiem inne barwy. Mrowienie uświadomiło mu, że odzyskał zmysł dotyku. Na próbę poruszył palcami i poczuł pod nimi gładką fakturę czegoś miękkiego. Udało mu się zwinąć dłoń w pięść i rozluźnić ją, co oznaczało, że wszystko powoli wraca do normy. 
Nowy świat wreszcie się zbudował.
Przez chwilę nie widział nic oprócz kurtyny swoich własnych rzęs i uparcie przebijającego się przez nie oślepiającego światła. Gdy udało mu się wreszcie uchylić powieki, to samo światło wdarło się do wrażliwych oczu Zeusa, na kilkanaście sekund znów spychając go w nicość. Zamrugał i wreszcie zlewające się ze sobą elementy otoczenia pojawiły się przed jego oczami, zamazane i nieco stłumione przez krótką chwilę. Obraz zaczął się wyostrzać dopiero, gdy do jego mózgu zaczęły wreszcie napływać inne czynniki. 
Słodki i znajomy zapach dobiegający gdzieś z prawej strony i cichy szelest pościeli przerwany krótkim i spokojnym oddechem Hery. Zeus spojrzał w jej stronę i czekoladowe włosy rozsypane na popielatej poduszce zmusiły jego usta do uśmiechu.
Była tutaj - spokojna, śpiąca i bezpieczna, a niepokój przeszywał powoli każdy nerw w dziele Zeusa, bo wiedział, że nie może powiedzieć tego samego o innych. Nie miał pojęcia gdzie byli, co się z nimi stało i przede wszystkim nie potrafił wyobrazić sobie chaosu, którym na pewno byli ogarnięci, nie wiedząc, co się wydarzyło i jakie były tego powody.

Zdecydował się na to po długich tygodniach nieustannej wewnętrznej walki między częścią swojego umysłu, która kategorycznie nakazywała mu wyrzucić ten pomysł z głowy a drugą stroną swoich myśli, która zajmowała przeciwną pozycję i uważała to za najlepsze rozwiązanie. 
Mogli robić co chcieli, ponieważ byli bogami i nikt nie miał prawa im czegokolwiek zabronić z jednej banalnej przyczyny - nie było kogoś, kto stałby wyżej niż oni. Rządzili niebem, zaświatami, wodą i ziemią; zwierzętami, naturą, ludźmi oraz ich miłością, mentalnością, talentem. Każdy z nich był odpowiedzialny za któryś z aspektów, z których składał się wszechświat, czyniąc ich w ten sposób niepokonanymi i jednocześnie nieposkromionymi. A Zeus czuł odpowiedzialność za każdego boga i każdą boginię z osobna. Za ich życie, szczęście i niestety również czyny, których już od dawna nie był w stanie w kontrolować. Nigdy nie chciał, aby władza nad Olimpem sprawiała, że czułby się szczebel wyżej niż reszta i wszystkie decyzje, które podejmował jedynie o tym dowodziły, ponieważ nigdy nie robił niczego, co postawiłoby ich przed faktem dokonanym. Ale tym razem nie miał wyjścia. 
Wszyscy potrzebowali stabilizacji - Zeus także. Niezbędne do tego było miejsce, które sprawi, że to, kim są zostanie w pewien sposób ograniczone. A nie było lepszego miejsca do nauczenia ich żyć nieco mniej bosko, a trochę bardziej ludzko niż to wśród ludzi.

Wysunął się spod białej pościeli zdobionej złotymi wyszyciami, które układały się w równie skomplikowane i kręte wzory co myśli Zeusa kłębiące się przytłaczająco w jego umyśle. Panorama miasta, rozciągająca się za niemal w całości oszkloną ścianą dużej przejrzystej sypialni, uderzyła Zeusa świadomością, że mogą być gdziekolwiek. Oni. Jego bogowie. Ci, za których był w pełni odpowiedzialny. 
W szklanym odbiciu widział swoją własną twarz. Na tle mebli i ściany pokoju, które w odbiciu szyby wydawały się nienaturalnie wyblakłe, ściągnięta była w wyrazie troski i wyrzutów sumienia. Była młodsza i mimo swojej bladości, żywsza i pozbawiona jakichkolwiek niedoskonałości związanych z wcześniejszym wiekiem. Nie miał zarostu, a jego ciemne włosy sterczały na wszystkie strony, zupełnie jakby naprawdę spał przez ostatnie kilka godzin, wtulając twarz w poduszkę leżącą tuż obok wciąż śpiącej Hery. Ona również wyglądała inaczej. Ale tak samo jak ze swoim nowym wyglądem, z jej odmienioną twarzą czuł się dziwnie zaznajomiony, jakby widział ją od dawna i znał doskonale każdy jej element. 
Przeniósł wzrok z powrotem na szklaną ścianę. W oddali, za niekończącym się murowanym lasem drapaczy chmur, widział ostoję jednego ze swoich braci - miejsce, które było tam tylko dla Posejdona; błękitne morze, którego fale zapewne czuł bez względu na to, jak daleko był od plaży. To sprawiło, że poczuł się nieco spokojniej, a na jego twarzy na chwilę zaigrał uśmiech. 
Próbował wyobrazić sobie ich wszystkich i zakładając, że ocknęli się równo z nim, przewidzieć reakcje, które im towarzyszyły - wściekłego Aresa i Hadesa, bo obaj najprawdopodobniej byli w podobnym stanie, Afrodytę i Apolla, którzy bez wątpienia z zaciekawieniem i fascynacją obejmowali wzrokiem miejsce, w którym się znaleźli - tak znacznie różniące się od Olimpu - albo próbującą objąć umysłem ten natłok niewyjaśnionych zdarzeń Atenę, która zapewne starała się znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie tego wszystkiego. Zues zdawał sobie sprawę, że mimo tych wszystkich reakcji, oni wszyscy musieli być zwyczajnie przerażeni i nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak trudna będzie konfrontacja z nimi, gdy będą domagali się wyjaśnień. A nic oprócz ,,to dla waszego dobra'' nie przychodziło Zeusowi do głowy.

- Udało ci się. - Na chwilę ogarnęła go panika, ponieważ to nie był głos, który zapamiętał. Ale w porę przypomniał sobie, że tutaj już nic nie było takie jak wcześniej, więc odwrócił się z ociągnięciem. 
- Tak uważasz? - spytał w odpowiedzi głosem, który nie należał do niego. Poczuł chłód, gdy to do niego dotarło.

Złapał się na tym, że nie zastanawiał się nad reakcją Hery. Krótko po tym, jak zawładnęły nim wątpliwości, Hera była jedyną osobą, której o tym powiedział, ponieważ był przekonany, że ona zawsze go poprze i zrozumie. Nie mylił się, choć mógł. 
Hera stała przed nim - młodsza, tak jak on. Jej oczy błyszały i jak lustro odbijały wszystko, na co z zaciekawieniem spojrzała. Tętniły życiem, choć jej twarz, którą okalały długie ciemne włosy, wciąż ogarnięta była sennym znużeniem. Sprawiała wrażenie całkowicie spokojnej i odprężonej - jej postawa zdradzała, jak wielkim zaufaniem obdarzyła Zeusa. Wierzyła w niego na tyle, że była pewna, że nie ma się czego bać. A on nie zamierzał jej zawieźć. 
Pokonała dzielącą ich odległość zanim Zeus zdołał to zrobić. Przesunęła ciepłą delikatną dłonią po jego nagich ramionach, dodając mu otuchy, której tak desperacko łaknął, choć nie miał odwagi przyznać tego na głos. Uśmiechnęła się w sposób, który utwierdzał Zeusa w przekonaniu, że dla niej mógłby pokonać cały świat.

- Oczywiście - odpowiedziała wreszcie. Spojrzał na nią, otrzymując w zamian kolejny promienny uśmiech. - W końcu tutaj jesteśmy. I nic nam nie jest. 
Chciałby wierzyć w słowa Hery tak, jak ona w nie wierzyła. Ale nie potrafił. 
- Nie wiem - zebrał się więc na słowa, których nigdy nie używał. Nie wiem nigdy wcześniej dla niego nie istniało. Ale teraz tylko tego był pewien - że o niczym nie ma pojęcia. Obraz za szybą był tak samo stabilny i niewzruszony jak wcześniej. Gdzieś w labiryncie wieżowców byli ci wszyscy, za których był odpowiedzialny. - Muszę ich odnaleźć.

Na twarzy Hery zagościła troska, która dodała lat jej obliczu, do którego jeszcze się nie przyzwyczaił. Jej oczy wyprzedziły to, co chciała powiedzieć, ponieważ patrzyła na niego wzrokiem, który chciał mu przekazać: Nie martw się. Podjąłeś dobrą decyzję jako władca, którym jesteś - nie jako brat. Kilka sekund później dokładnie te same słowa wypłynęły z jej lekko zaczerwienionych warg. Zalała go fala ulgi jak zawsze, gdy to mówiła. Całkiem podświadomie zdawał sobie sprawę, że były to po prostu słowa, które miały uspokoić jego sumienie, jednak w tym momencie nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności. Każda komórka jego ciała błagała o chwilę wytchnienia, wspierana krzykiem napiętych mięśni proszących o rozluźnienie.

- Zeus - powiedziała po ciągnącej się w nieskończoność chwili milczenia - ludzie jadają śniadania. - Promienny uśmiech rozbłysnął na jej twarzy jak kilkadziesiąt fajerwerków wystrzelonych w niebo.
- Racja - przyznał, przesuwając niewidzącym wzrokiem po jej twarzy. 
- Tak. Więc powinniśmy zjeść śniadanie.
- Śniadanie - powtórzył. - Masz rację, zjedzmy śniadanie - pozwolił wyjść ze swoich ust słowom, o których nawet nie myślał, zupełnie jakby to nie on teraz kierował swoim umysłem. Hera nie wydawała się ogarnięta strachem, który od kilkunastu sekund paraliżował Zeusa. Miał wrażenie, jakby tak naprawdę dopiero teraz docierało do niego, gdzie się znajduje i że nie może stąd uciec dopiero, gdy warunki zostaną spełnione.

Jej odejście zostało poprzedzone pełnym politowania spojrzeniem, które Zeus z ledwością dostrzegł. Zniknęła za drzwiami z jasnego drewna, pozostawiając po sobie głuchą ciszę i chłód, jakby nicość wracała. 
Biel ścian dodawała sypialni przestrzeni. Po jednej stronie stało ogromne łóżko, na którym falami układała się pościel i popielato-czarne poduszki. Nad łóżkiem wisiał ogromny obraz geometrycznego pawia, którego pióra tworzyły labirynt skomplikowanych wzorów. Naprzeciwko łóżka ściana chowała się pod szafą z ogromnym lustrem. Za plecami Zeusa rozciągała się szyba, a przed nim  jedynie drzwi, które przed chwilą zamknęły się za Herą. Pokonał dzielącą go od nich odległość zupełnie nieświadomie i wrócił na ziemię dopiero, gdy jego dłoń dotknęła matowej srebrnej klamki. Z szumem w głowie nacisnął na nią, a drzwi ustąpiły, wpuszczając go do korytarza oddzielającego wielki salon od kuchni, z której dobiegały odgłosu zdradzające obecność Hery. 
Nie zdążył nawet zrobić następnego kroku - usłyszał jak pięści uderzają z furią o drzwi wejściowe. Odgłos odbijających się od drewna kości przeciął przedpokój i uderzył Zeusa prosto w twarz, pozwalając mu myśleć tylko o jednym - kto, do cholery, zdołał pozbierać się z tego szoku szybciej niż on. 

Po milionie lat nieobecności i ponad roku krytycznej sytuacji związanej z pisaniem wreszcie udało mi się stworzyć coś, z czego jestem zadowolona i co chcę kontynuować. Lrb w mojej głowie zapowiada się naprawdę obiecująco i mam nadzieję, że będziecie z tego tak samo zadowoleni jak ja. 
szablon wykonany przez TYLER